sobota, 24 września 2011

Biedna Kayah...

zgadzam się z cezarym michalskim(felieton), który słusznie traktuje "sprawę nergala" jako symboliczną barykadę w walce o laicyzacje naszego kraju, na której to wszyscy powinniśmy stanąć - nie broniąc kolejnego celebryty - a opowiadając się za jasno wytyczoną linią dzielącą nas od teokracji.podobnie jak autor artykułu nie obchodzi mnie za bardzo lekko kiczowata i teatralna postać behemotowego wokalisty, który po spektakularnym związku z dodą (wtf?), chorobą i iście heroicznej wygranej z nią, na stałe trafił do grona polskich gwiazd i gwiazdeczek.nie bardzo też obchodzą mnie jego performansy i romanse z narodową prawicą.z tego co zauważyłem, coraz mniej zaczyna on obchodzić nawet jego fanów.co ciekawe,nawet bliskie mi osoby wyznania katolickiego także nie przejmują się jego bytnością w telewizorze.ot, kolejny cwaniak.tym bardziej zastanawiająca jest reakcja polskiego episkopatu,jakoby przerażonego satanistą w programie rozrywkowym. kolejna sposobność aby upomnieć polskiego pana,wójta i chłopa i wskazać im miejsce w szeregu...
obchodzi mnie za to los kayah (nie mam pojęcia jak to odmienić), którą autentycznie szanuje za dokonania, głos i projekty w których brała udział. teraz przez sztuczną nagonkę na krótkowłosego metalowca została sprowadzona do tła dla zaściankowych (politycznych?) rozgrywek. Kayah może już czas zostać satanistką?


2 komentarze:

Anonimowy pisze...

świetne- uśmiałam się:)

iskra pisze...

kayah(i znowu nie wiem jak to odmienic)nie jest do smiechu!

AddThis